poniedziałek, 13 czerwca 2016

Z życia księgarki - w nowym miejscu, czyli poczuj się jak Lévi-Strauss

Pani stoi przed otwartymi drzwiami, obładowana olbrzymimi siatkami, pewnie, na szeroko rozstawionych nogach:
- Ale tu nie było księgarni! Tu był jakiś ten... zoologiczny! - nie kryje oburzenia zmianą. Patrzy jeszcze minutę spod brwi nastroszonej. - Hymmm... - wydusza z siebie wreszcie, wzburzone rysy wygładzają się trochę, ale nie zdradza swoich myśli i odchodzi powoli.

Przez szybę zagląda mała główka, patrzy z ciekawością, ale trochę niepewnie. Uśmiecham się. Płoszy się i ucieka, po chwili podchodzi ponownie, trochę nieśmiało zaczyna machać do mnie i uśmiechać się.

We własnym mieście, w fyrtlu, który ostatnio jest coraz bardziej swojski, czuję się trochę jak antropolog czujnie obserwowany przez mieszkańców ("To mu już pogadałyśmy chwilę, tak, to ja będę tu przychodziła"), a trochę jak byłabym wyrwana z lasu, rozczochrana i z liściami we włosach (na to nie ma cytatu, na to są spojrzenia).