Jesienny, przytłumiony poranek. Cóż innego ratuje księgarza przed dziwnymi myślami, jeśli nie strzał czarnej mokki? Otóż dzisiaj kawa wystygła, zanim przypomniałam sobie, że ją zrobiłam. Tu coś przesunęłam, tu coś wystawiłam - i tak kofeina ulotniła się wraz z parą. W tym czasie zdążyła wejść stała klientka, która nabywa u nas lektury dla swojego dziecka.
- A to jest jedyne wydanie "Pinokia"? - pyta się.
- Nie, nie! - Potrząsam głową, aby wytrząsnąć zamyślenie z głowy. Podbiegam do półki. - Jeszcze to, i to, i to, i to.
- Hmm... bo ja myślałam, że może jakieś ładniejsze wydanie kupię? - myśli, przeglądając wyciągnięte przeze mnie inne wydania najsłynniejszej książki Collodiego. - Ooo, jest także z opracowaniem! To może tę?
- Hmm... Szancer jest chyba o wiele lepszym opracowaniem niż to omówienie - podpowiedział mój półprzytomny mózg.
/ Olga