czwartek, 30 kwietnia 2015

Z życia księgarza - obrazki słowem malowane

- Cześć.
Upiorne Dziecko. Stoi, trzyma ręce w kieszeniach, przeżuwa i przygląda mi się uważnie.
- Jesteś smutna?
- Nie.
- Ale wesoła też nie jesteś.
- Nie.
Upiorne obchodzi dookoła stół, siada na ławeczce, macha nogami w rytm Rojka. Nie odrywa ode mnie oczu, odwzajemniam jej spojrzenie.
- Jestem normalna. To źle?
Pełne zrozumienia kiwnięcie głową.
- To przez te wybory?
- Że co? - brwi podjeżdżają mi niemal do połowy czoła.
- Wybory. Babcia mówi, że wtedy wszyscy udają normalnych.

/Alicja

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Z życia księgarza - obrazki słowem malowane

- Pani powie, czy ktoś czyta polskich autorów? - odezwał się do mnie po piętnastu minutach spędzonych na rozglądaniu się dookoła, głosem smętnym, znudzonym, ale zapowiadającym wybuch.
- Oczywiście - patrzę i zastanawiam się, jaka będzie pułapka, gdyż w tym czasie nie wziął ani jednej książki do ręki, jakby miały go poparzyć albo oblać atramentem niczym ośmiornice. Postanawiam jednak bronić naszej literatury - przecież są wyśmienici
- Niech mnie pani nie rozśmiesza, oni piszą tak samo, jak grają polscy aktorzy.
- Ależ nie miałam zamiaru rozśmieszyć, ja mówię bardzo poważnie, mamy na przykład najlepszą poezję na świecie!
- Nie no, noblistów też prawie nie mamy, a i tych bym nie tknął za żadne pieniądze. Taki Mann na przykład! Obrzydlistwo i drogie to takie! - pan wychodzi, kurtyna nie opada, moja szczęka - tak.

/Olga

czwartek, 23 kwietnia 2015

Z życia księgarza - obrazki słowem malowane

- Cześć?
Upiorne Dziecko. Wygląda zza kartonowych standów i patrzy na mnie troszkę niepewnie. W sumie nie dziwota, w dniu dzisiejszym z nas dwóch to ja zdecydowanie bardziej zasługuję na miano upiornej, słońce za oknem nie jest w stanie zrównoważyć bijącego ze mnie mroku.
- Cześć. Czego się tak czaisz?
- Bo dziś jesteś chyba jeszcze ponursza niż zawsze.
- Nie mówi się ponursza, tylko bardziej ponura i nie niż zawsze, tylko niż zwykle - hmm, czyżby stan mojej duszy aż tak rzutował na me oblicze?
Upiorne podchodzi bliżej. Kontynuuję rozpakowywanie wczorajszej dostawy. Zapętlony Nick Cave melancholijnie oznajmia, że ludzie po prostu nie są dobrzy. Mrok gęstnieje.
- Coś się stało?
- Nie.
Podchodzi do mnie. Wyciąga z kieszeni połowę paczki gumy do żucia, wyłuskuje drażetkę, resztę podaje mi. Biorę, żuję, oddaję. Stoimy, żujemy, patrzymy na siebie. Upiorne uśmiecha się lekko.
- Nawet jak jesteś taka, to jesteś fajniejsza niż wszyscy inni - mówi i delikatnie bierze mnie za rękę.

People they ain't no good. But sometimes they are.


/Alicja

wtorek, 21 kwietnia 2015

Z życia księgarza - obrazki słowem malowane

Do księgarni zajrzała wraz z mamą Pola, wyjątkowo sympatyczna i bystra siedmiolatka, która ujęła mnie za serce* już przy pierwszym spotkaniu, kiedy to zażądała ode mnie książki z dużymi literami, ponieważ chciała nauczyć się czytać. Zazwyczaj z trudem rejestruję jej pojawienie się, jest bowiem szybsza od iskry, tymczasem dziś była wyjątkowo marudna i osowiała.
- Co tam, młoda? - pytam, czochrając jej grzywkę - Stało się coś?
Pola milczy chwilę, po czym podnosi na mnie wielkie ciemne oczy i wzdycha z bólem:
- Nic. Tylko życie mnie gniecie.

/Alicja

* a otóż właśnie, że miewam je. Czasem.

Z życia księgarza - obrazki słowem malowane

- Co ty robisz?
Upiorne Dziecko. Weszło bezszelestnie, kiedy byłam zajęta walką ze złamaną plastikową łyżeczką, teraz stoi i przygląda mi się z umiarkowanym zainteresowaniem.
- Jem owsiankę - odpowiadam, zgodnie z prawdą zresztą - Najwyższy czas wziąć życie w swoje ręce, porzucić zgubne nałogi, odzyskać formę i zacząć się zdrowo odżywiać.
Upiorne przekrzywia głowę, myśli, patrzy. Czeka. Nie lubię, kiedy ktoś patrzy mi w zęby, kończę zatem posiłek i odkładam kubeczek do szafy. Upiorne podchodzi.
- Kocham cię - mówi znienacka i najniewinniej na świecie patrzy na moją osłupiałą minę.
- ...pogrzało? Gorączkę masz czy co?
- Chyba bardzo potrzebowałaś, żeby ci ktoś to powiedział.

/Alicja

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Z życia księgarza - obrazki słowem malowane

- Cześć.
Upiorne Dziecko. Zagląda dość ostrożnie, widać nadal jest straumatyzowane faktem, że ostatnio radośnie słuchałam Britney Spears. Ponieważ dziś jest cicho, a ja prezentuję sobą zwyczajową mieszaninę wstrętu i niechęci, uspokojone wchodzi do środka.
- Czego chciało? - mruczę na powitanie.
- Nic - wzrusza ramionami, ręce w kieszeniach, grzywka na oczach - Przyszłam zobaczyć, co u ciebie.
- Wiosna w pełni, słońce świeci, wszystko takie piękne i optymistyczne - jadowita ironia skapuje z moich słów, wypalając dziury w klawiaturze - Lada dzień zakwitną bzy, nic, tylko się zakochać.
Upiorne przekrzywia głowę, patrzy na mnie badawczo i z lekkim niepokojem.
- Lepiej nie. Wtedy tylko płaczesz, jesteś smutna i nie da się z tobą wytrzymać.

/Alicja

Malina Prześluga, Bajka o starej babci i molu Zbyszku, wyd. Tashka, Warszawa 2014

Już tytuł może wprawić w lekkie osłupienie. Bohaterowie zwierzęcych bajek dla dzieci to zazwyczaj kotki, pieski, misie, lewki czy inne zwierzątka o miękkim futerku, puchate, kochane i przyjazne. Jeśli już zdarzają się owady, to przeważnie rzecz dotyczy motyli, biedronek lub pszczółek, kolorowych, pracowitych, optymistycznych... ale żeby mole? Jakim cudem najwięksi nieprzyjaciele każdej pani domu nagle okazują się materiałem na bohatera bajki? I dlaczego autorka tak ostentacyjnie podkreśla w tytule, że babcia jest stara? Po co opisuje, że musi wyjmować zęby do szklanki i robi dziwne miny? I dlaczego całość nie jest ilustrowana za pomocą sielskich kolorów i bajeczkowej grafiki komputerowej? Coś tu jest nie tak, coś tu jest inaczej...

I owszem, albowiem Bajka o starej babci i molu Zbyszku nie jest jedną z miliona książeczek dla dzieci, których treść zapomina się natychmiast po przeczytaniu. To nietypowa, przepiękna opowieść o przyjaźni dwojga istot, które w pewnym momencie życia zostały zupełnie same i wcale im dobrze z tą samotnością nie było. Prześluga jest autorką ocierającą się o geniusz - z rozmysłem opisuje świat pełen oudsiderów, powrzucanych przez społeczeństwo do odpowiednich szufladek (mól-szkodnik, wulgarna mucha, złośliwa stara kobieta - co ciekawe, okazuje się, że podziały i uprzedzenia istnieją także wśród owadów!) pokazując, jak bardzo krzywdzące są wszelkie schematy i udowadniając, że w każdej istocie drzemią ogromne pokłady uczuć. Kapitalnie wyważone są tu proporcje słodyczy i goryczy - z jednej strony serce się ściska, kiedy czytamy o zagładzie molowej familii (nie wiem, czy to moje osobiste wypaczenie historyczne, ale zagazowanie rodziny mieszkającej w szafie zjeżyło mi włosy na głowie), z drugiej nie możemy się nie śmiać, gdy Zbyszek opowiada, jak upiększa twarze bohaterów popularnej telenoweli, zajmując strategiczne miejsca na ekranie telewizora. Także koniec, choć może odrobinę odrobineczkę przesłodzony, budzi ciepły uśmiech, który jest bardzo potrzebny na finał, szczególnie jeśli wcześniej płakało się rzewnie nad niektórymi stronami, budząc zdumienie klientów. Także strona graficzna jest doskonała - zdjęcia Pawła Bajewa przypomniały mi czasy, kiedy dziecięciem będąc oglądałam dobranocki, wypełnione przygodami animowanych kukiełek ze studiów rodzimych tudzież czechosłowackich... W ogóle po lekturze poczułam się jakaś taka lepsza, czystsza i mniej wredna, zarówno dla ludzi, jak i dla owadów. I tylko życie codzienne mam teraz nieco utrudnione, bo za każdym razem, kiedy któryś z moich kotów radośnie rzuca się z pazurami w kierunku beżowego skrzydlaka, rzucam się za nim z okrzykiem "Draniu, nie rusz Zbyszka!!!"

/Alicja

Z życia księgarza - obrazki słowem malowane

- Dzień dobry!
Martusia. Jak zwykle rzuciła się na ulubiony atlas dinozaurów, rozkładając go przemyślnie tuż obok regału, na którym akurat robiłam porządek.
- A co to? O raju, zobacz, jaki dziwny!
- Libonektes. Śmiesznie wygląda z tymi zębami, jak z kreskówki.
- A wiesz, że ja widziałam na filmie takiego bardzo podobnego? Tylko że był ssakiem. Ale też miał taką długą szyję, taką wielką!
- Bardzo wielką?
- Przeogromną! Był większy od tej ściany, większy od człowieka, większy nawet od ciebie!

Poczułam się nadczłowiekiem.

/Alicja

czwartek, 9 kwietnia 2015

Jestem narodowości lwowskiej o Domu z witrażem Żanny Słoniewskiej

Tamtej zimy z całą pewnością wyszło na jaw, że miasto zmęczyło się wielowiekowym rośnięciem w górę i zaczyna proces osuwania się w dół, niczym niepowstrzymana lawina, ciągnąca za sobą przerobione na miazgę wypukłości terenu, przemieszane z kamieniami i bryłami ziemi.

Książka Żanny Słoniewskiej zaintrygowała mnie, kiedy tylko wyciągnęłam ją z kartonu. Wydawnictwo Znak wespół z 2d2 zadbało o estetykę czytania – nie tylko okładka jest zachęcająca, ale w trakcie czytania odczuwa się fizyczną przyjemność z trzymania w ręku tej bardzo dobrze zaprojektowanej książki.

W blurbie można przeczytać, iż jest to historia otwierania oczu na sztukę i historię. Opowieść o nieprzewidywalnych kolejach losu i o rewolucji, która wywraca porządek świata, zabiera bliskich. Jest to wreszcie opowieść o rozbudzonym pragnieniu wolności. W życiu i myśleniu. Z kolei w wywiadzie dla Dwójki autorka powiedziała, że napisała tę książką, aby przybliżyć Polakom temat buntów antysocjalistycznych na Ukrainie, które zostały u nas przyćmione przez blask Solidarności. Podkreślała, jak wielkim darem jest wielokulturowość. Kiedy fanatyzmy stają się coraz głośniejsze, potrzeba głosów pokazujących, czym skutkuje uznawanie swoich poglądów za jedyne słuszne. Przebija się to przez opowieść, kiedy bohaterka przemierza Lwów, napotyka na fragmenty miasta, gdzie starano się zatrzeć historię. Ale ta przebija przez mury, bluszcz odkrywa niechciane napisy, ujawniające przeszłość. Jest to również powieść o mieście i niszczycielskiej sile historii. O uwadze, jaką należy poświęcać sztuce i otoczeniu, gdyż są częścią nas.

Przeszłość ujawnia się także w psychice bohaterów. W książce mamy pięć głównych postaci. Narratorką jest dziewczyna na studiach, która nie potrafi poradzić sobie z traumą przedwczesnej śmierci matki: A gdy w końcu urosłam, wyszło na jaw, że teraz to ona siedzi w moim brzuchu. Wspomnienia z dzieciństwa, gdy jeszcze matka żyła, ciągle przeplatają się z teraźniejszością. To także historia kobietach czterech równych pokoleń, które żyją w jednym mieszkaniu, ciągle się ze sobą ścierając. To opowieść o ich traumach wojennych, zawodach miłosnych, apodyktycznym charakterze prababki, która decydowała o życiu swojej córki, niszcząc jej marzenia.

Podsumowując: jest to bardzo przyjemna proza, świadcząca o ogromnej wrażliwości pisarki. Literatura, która pozwala rozsmakować się w stworzonych słowami obrazach.

/Olga

wtorek, 7 kwietnia 2015

Z życia księgarza - służba nie drużba

Stanął nad czytającą mną, trzymaną w napięciu przez ostatnie strony książki (przegapiłam przystanek do pracy, w gruncie rzeczy żałowałam, że tylko jeden – więcej bym zdążyła przeczytać). Rozkraczył nogi w pozycji typowego macho. Z zapadniętymi od brakujących zębów policzkami i wargami, dla odmiany od wystającego na pół metra brzucha, spytał:
-Mapę Rzymu gdzieś znajdę? - machał przy tym swoim ciałem na boki, pokazując, kto tu rządzi. Usłużnie podaję. - A większa?

/Olga

czwartek, 2 kwietnia 2015

Z życia księgarza - obrazki słowem malowane

Franciszek stanął w progu księgarni, radosny i rozpromieniony, dzierżąc w dłoni pudełko Delicji*:
- Pani Alicja, dla mnie dwie i dla ciebie dwie delicje, bo pomogłaś mi otworzyć dwa samochody!
- Ale Franku, ja pomogłam ci otworzyć jeden, a drugi właściwie otworzyłeś sam, więc dla mnie jedna, a dla ciebie trzy!
Franek spojrzał na mnie podejrzliwie. Chwilę pomyślał. Spojrzał w stronę drzwi, rozpromienił się.
- Racja, tak właśnie było! - oznajmił i szybko schował ciastka, dwa do pudełka, jedno do ust.


/Alicja

* audycja nie zawiera lokowania produktu, mogłam równie dobrze napisać "pudełko zupełnie anonimowych ciastek", ale po co. skoro lubi chłopak Delicje, niech zjada, ja mu nie bronię.