środa, 29 lipca 2015

Z życia księgarza - obrazki słowem malowane

- Ależ panie Romanie... Ja wolałabym poznać prezesa, bo jeśli go poznam, to będę miała jakieś pojęcie o jego preferencjach, pan rozumie, to trzeba poczuć, bo jak ja mam na ślepo strzelać, a to ważny projekt jest przecież... Tak, bardzo mi na tym zależy, żeby osobiście... Nie, wypraszam sobie, ja to przygotowałam, nadzorowałam od początku, to jest duży projekt i konkurs na wiceprezesa spółki giełdowej, proszę już, nie brnijmy w to dalej, bo ja jestem już przy kasie, ustalone, jutro jadę do Gniezna, niech pan mnie umówi, po południu będę, to na spokojnie wszystko, ale teraz jestem przy kasie, wie pan, to oddzwonię za chwilę, a pan niech tam da znać, komu trzeba, do widzenia!

Kupiła trylogię o Greyu.
Trzymam kciuki za prezesa.

/Alicja

Z życia księgarza - obrazki słowem malowane

- Dzień dobly, przyszłam po Flankliny!
Jeszcze Jedno Dziecko, na oko czterolatka, z wysokim czółkiem i związaną w palemkę czupryną drobniutkich blond loczków. Zazwyczaj przychodzi z doskonale mi znanym tatą, mamę też miałam okazję poznać, dziś jednak towarzyszył jej wujek lub inny pociotek, młody facet, którego nigdy wcześniej nie widziałam. Nie zagłębiając się jednak w zawiłości rodzinnych koligacji Jeszcze Jednego Dziecka, wyciągnęłam żądane Frankliny, asystowałam przy wyborze dwóch tytułów, przyjęłam zapłatę, wydrukowałam paragon, schowałam zakup do siatki i życzyłam miłej lektury. Jeszcze Jedno i jej towarzysz wyszli przed księgarnię, mała zażądała wody, otrzymała ją i piła, gdy nagle padło pytanie:
- A ty się tej pani tak nie boisz? Tak sobie z nią rozmawiasz po prostu?
Jeszcze Jedno Dziecko skończyło pić, zamyśliło się, po czym z pełnym namaszczeniem odrzekło:
- Ona wygląda tak laczej gloźnie, ale z natuly jest baldzo łagodna.

/Alicja

wtorek, 28 lipca 2015

Z życia księgarza - obrazki słowem malowane

- Dzień dobry!
Martusia. Tym razem rzuciła się na książkę z ptakami. Pomogłam jej ją rozłożyć, po czym klasycznie udałam się w stronę biurka. Martusia zachmurzyła się.
- A ta pani, co tu była, oglądała ze mną, wiesz? - rzuciła prowokacyjnie.
- To idź do tej pani - odrzekłam beznamiętnie - Ja się pchać nie będę.
- No ja nie pójdę - zmarkotniała, przerzucając kartki - Ale pooglądasz ze mną?.. Te ptaki są takie piękne!
- Na pewno. Ale koty są lepsze.
- A masz książkę o kotach? - zainteresowała się. No tak, wierność sześciolatki.
- Nie. Mam swoje koty. W domu.
- Ja też mam, mam Mruczusię! A ty ile masz? I jakie?
- Mam trzy swoje. I trzy tymczasy.
- Tymczasy? To taka rasa? - jej oczy zaczęły przypominać pięciozłotówki. Nie było wyjścia, usiadłam obok niej na ławeczce i zaczęłam jej opowiadać o tym, jak zostałam domem tymczasowym. Opowiadałam jej o Ampułce i Fiolce, o fundacyjnym szpitaliku i Sabrinie, o kocich przyjaźniach i animozjach, nawet pokazałam zdjęcia i filmiki. Słuchała z roziskrzonymi oczami, ptaki zupełnie poszły w odstawkę.
- To było tak, jakbyś mi pokazała najlepszą książkę, wiesz? I opowiedziała najpiękniejszą bajkę! - oznajmiła z zachwytem, kiedy skończyłam.
- Tjaa. A ja w tej bajce jestem wrednym ogrem, tak?
- Nieprawda! - oburzyła się -  Ty jesteś... Ty jesteś... Ty jesteś kocią królewną!

Miau.

/Alicja

środa, 22 lipca 2015

Z życia księgarza - obrazki słowem malowane

Starsza pani, nieznana i obca, bom znów na zastępstwie za Olgę. Weszła do księgarni, pokręciła się, zerkając co jakiś czas w moim kierunku, ale wyraźnie nie przejawiała jakiejkolwiek chęci czy potrzeby skorzystania z mojej pomocy, zostawiłam ją zatem w spokoju. Wybrała książkę, podeszła do kasy, zapłaciła. Obdarzyłam ją uśmiechem, wymieniłyśmy kilka uprzejmych słów o niczym, zabrała zakup i wyszła. Tuż za drzwiami nagle ostro zawróciła.
- Pani taka jest miła, pani się nie obrazi?
- Zdecydowanie nie - nieważne, o co jej chodziło. Starszym paniom z takim błyskiem w oku lepiej się nie sprzeciwiać, uwierzcie.
- Pani podejdzie!
Posłusznie wyszłam zza biurka. Kobieta ustawiła mnie przed sobą i zmrużyła oczy, zafascynowana.
- A teraz popatrzę sobie przez pani uszy.

/Alicja

wtorek, 21 lipca 2015

Z życia księgarza - obrazki słowem malowane

Nowe Dziecko. Przyszło, siedzi, gada. Staram się bardzo przynajmniej stwarzać pozory zainteresowania jej opowieścią o tym, jak nazwie wymarzonego kotka i co będzie z nim robić, ale nic nie poradzę na to, że po piętnastu minutach mój mózg samoistnie przełącza się na standby. Nowe zauważa to i milknie na chwilę, urażone. Bezczelnie lekceważę objawy obrazy majestatu i oddaję się uzupełnianiu katalogu. Po chwili z ławki dobiega mnie rozgoryczony głos:
- Ale ma pani karygodne podejście do klientów...

/Alicja

Olga Gromyko,Szczurynki, Papierowy Księżyc

Nigdy nie zaliczałam się do fanek fantastyki. Byłyśmy sobie bardziej obce niż bohaterowie harlequinów na początku znajomości, a iskrzenie i przyciąganie między nami przypominało swoją intensywnością grę aktorską w polskich komediach romantycznych. Niemniej książkę "Rok szczura" białoruskiej pisarki Olgi Gromyko kocham, czczę tudzież ogniście uwielbiam ponad wszystko – i zupełnie nie przeszkadza mi fakt, że nigdy jej nie przeczytałam. Dlaczego? Dlatego, że "czasami pisarze muszą robić dziwne rzeczy. Na przykład (...) hodować szczura, żeby jak najbardziej prawdopodobnie opisać jego zwyczaje”, skoro więc pisze się o szczurze, to koniecznie trzeba sobie sprawić jednego. Właściwie dwa, bo szczur to zwierzę socjalne i źle mu samemu. Ewentualnie trzy, bo przecież zwierzątka to małe i niekłopotliwe. A potem wszystko idzie już z górki...

Na pozór "Szczurynki" to nic specjalnego – ot, zbiór opowiadań ze szczurami w rolach głównych. Na stu kilkudziesięciu stronach Gromyko opisuje swoją ewolucję – od szczurofobii, wywołanej traumatycznymi przeżyciami z wiejskimi mordercami królicząt, spotkanymi w dzieciństwie podczas wakacji na wsi, po harmonijne (choć nie pozbawione wstrząsów) życie oswojonej gromadki w mieszkaniu autorki. Znajdziemy tu też malowniczą galerię postaci związanych ze środowiskiem szczuroznawców - przedsiębiorczych sprzedawców, upychających szczury do kartoników na targowiskach (Sprzedać samca husky jako białą samiczkę? No problem!), Srogie Mińskie Hodowczynie (Wydębić od nich upatrzone zwierzątko? Chyba adopcja dziecka przebiegłaby prościej!), weterynarza, czule zwanego doktorem Szczulittle, a nawet przedstawicieli showbiznesu... Ale najważniejsze są tu same szczury, które po raz kolejny dają dowód niesamowitej inteligencji, pomysłowości i uroku osobistego. Od Ryski do Lerki, od Fudżi do Vesty, od Paśki do Wiewiórki, im dalej, tym lepiej poznajemy ich zwyczaje, charaktery i upodobania. Czytając o ich kolejnych perypetiach nie sposób zachować powagi – język Gromyko jest kapitalny, barwny, żywy, zabawny, skrzący się humorem, obojętnie, czy autorka opisuje zbrodnicze podstanikowe działania szczura podczas prowadzenia przez nią rozmowy telefonicznej z teściową, czy maluje horror poszukiwania w kolejnych aptekach lekarstwa przeciw krwotokowi dla jednej ze swych podopiecznych. Całość jest znakomicie zbilansowana, niczym najlepsza karma, przepełniona miłością i zaangażowaniem, które natychmiast rozpozna każdy, kto kiedykolwiek miał przyjemność zawrzeć dłuższą znajomość z przedstawicielami ogoniastych. Poza potężną porcją śmiechu autorka przy okazji przemyca też garść całkiem sensownych porad dla początkujących właścicieli gryzoni, robi to jednak lekko i przyjemnie, bez smrodku dydaktycznego. Wszystko to sprawia, że "Szczurynki" to zdecydowanie pozycja obowiązkowa dla każdego - tych, którzy szczury hodowali lub hodują, ale także dla tych, którzy przedstawicieli gatunku rattus norvegicus uważają za wszelką zarazę i zło najgorsze. Pierwsi znajdą tu odbicie swoich codziennych trosk i radości, drudzy przekonają się, że nie wszystko zło, co zębami chrobocze, a szczurzy ogon nie jest niczym obrzydliwym. Gdyby tylko całość tak szybko się nie kończyła, echsz...

PS. Uwaga rodzice – nie dajcie się zwieść ślicznie kreskówkowym ilustracjom. Książka ta zdecydowanie nie jest przeznaczona dla dzieci w wieku lat 6-8, jak usiłują sugerować niektóre sklepy internetowe, szaleje w niej bowiem dżender, rozpusta i inne zgrozy. Jeśli nie wierzycie, to zerknijcie proszę na stronę 157, żeby nie było, że nie uprzedzałam.

/Alicja

niedziela, 19 lipca 2015

Z życia księgarza - obrazki słowem malowane

- Co pani robi?
Jakieś dziecko, dziewczynka. Nie znam, nie kojarzę, pierwszy raz w życiu na oczy widzę, bo teren nieznany (Olga na urlopie, zastępuję ją dziś w jej księgarni). Wlazło cicho, akurat, kiedy byłam zajęta smarowaniem gojącego się tatuażu na przedramieniu, i teraz stoi, świdrując mnie badawczym spojrzeniem czarnych oczu.
- Smaruję rękę, żeby się zagoiła.
- A boli?
- Już nie.
- A bolało? - drąży.
- Tak.
- To po co to sobie pani zrobiła? - przekrzywia głowę i marszczy nos.
Wzdycham. Dorosłemu trudno wytłumaczyć, a co dopiero dziecku...
- Żeby nie zapomnieć o niektórych rzeczach - ucinam.
Przygląda mi się, kiedy kończę smarować i chowam maść do torby. Nos nadal zmarszczony, buzia w ciup. Myśli intensywnie.
- No co? - pytam.
- Bo jak ja o czymś chcę nie zapomnieć, to zapisuję w takim moim ładnym notesiku.

Ba dum tss.

/Alicja

sobota, 18 lipca 2015

Z życia księgarza - obrazki słowem malowane

- Dzień dobry! Ooo, moja ulubiona twarz, nareszcie! Ech, proszę pani, ja tak tu lubię przychodzić, jak pani jest. Bo pani to taka do ludzi, uśmiechnie się, poradzi, porozmawia od serca i zawsze chwilę znajdzie, a inni to tak lecą i lecą, jakby mieli dokąd, a chwili nie przysiądą. Gdyby tylko pani była starsza... Nie, niech pani nic nie mówi, pani się pewnie dziwi, że ja tak, bo wszyscy mówią, że "jakbym był młodszy to ohoho", a ja pani tak od serca powiem, że brednie plotą, brednie! Tyle życia za sobą mają, a durni tak. Jakby nie wiedzieli, że co młode, to i głupie, wiatr w głowie hula i nic poza tym, a kobiety, to ja pani powiem, kobiety to im młodsze, tym gorzej, bo to nigdy nie wiadomo, co takiej w głowie zawróci i nagle znika z jakimś z ładną buźką, bo nie pomyśli, że coś innego się liczy, że oparcie, spokój i doświadczenie są najważniejsze i można sobie poszaleć, ale potem się człowiek budzi z ręką w nocniku, za przeproszeniem, no niech się pani nie śmieje, tak się mówiło, że człowiek się obudzi i dookoła nic, więc ja poproszę tę książkę, proszę bardzo, no niech pani tych drobnych nie szuka! i naprawdę mówię pani, że jakby pani starsza była, to bym nie odpuścił, bo taka kobieta to się raz na sto lat zdarza i to nie są próżne komplementy, więc proszę bardzo tu być, bo jak przeczytam, to po drugą część przyjdę i życzę sobie ujrzeć panią, do widzenia, miłego dnia pani życzę!
 
I kto mi teraz powie, obrazić mnie on chciał czy skomplementować?

/Alicja

niedziela, 12 lipca 2015

Z życia księgarki - książka o życiu takim, jakie kiedyś było

-...Bo ja tu kupiłam książkę o Iranie. Była przeceniona z 39 na 15. Albo 10 - pani patrzy wyczekująco.
Pytam się o więcej szczegółów.
- I tam było, że wie pani, że tam jest tak samo, jak było kiedyś, że bracia ją bili, kojarzy pani? I teraz czytam książkę o Dianie, taka w twardej oprawie i taka, o, taka cienka, taka bardziej psychologiczna, kojarzy pani?

Dzisiaj chyba nic nie zrozumiem.
[W zadumie patrzy za okno].

/Olga

niedziela, 5 lipca 2015

O książkach, które studzą lepiej niż zimny drink - czyli Lars Kepler

Jest gorąco, a wy nie wiecie, jak się schłodzić? Poczytajcie Larsa Keplera! I to wcale nie z powodu Skandynawskich klimatów, opisywanych przez pisarzy (Lars Kepler to pseudonim), chociaż to też obniży temperaturę odczuwaną o kilka stopni. Autorzy potrafią tak pisać, że lodowe szpilki co rusz przechodzą po kręgosłupie. Są przy tym ogromnie niebanalni i potrafią zaskoczyć nawet najbardziej zatwardziałych fanów kryminałów.

Wpierw sięgnęłam po Świadka wspólnie z innym molem. Skończyło się na wyrywaniu sobie z rąk oraz nieprzespanej nocy. Proza Larsa Keplera z jednej strony przypomina suchy policyjny raport, a z drugiej wciąga jak wir rzeczny i jest naprawdę, naprawdę piękny, w minimalistyczny sposób, który jednocześnie jest spokojny, ale ekscytujący.


Podczas czytania Piaskuna upewniłam się, że autorzy mają niesamowity talent kreowania bohaterów. Stwierdzić, że ich fikcyjni ludzie żyją, jakby istnieli w rzeczywistości - to mało. Ich postaci kręcą i mącą w głowach innych postaci oraz czytelników! Ot, zagadka dobrej prozy: jak bardzo realni, jak bardzo wpływowi mogą być ludzie, którzy nie istnieją i sytuacje, które nigdy nie miały miejsca? Nie ma na to odpowiedzi, ale czasem strach chwyta za gardło, kiedy pomyśli się, co czeka, przyczajone za drzwiami.

/Olga

czwartek, 2 lipca 2015

Z życia księgarza - obrazki słowem malowane

- Dzień dobry!
Martusia. Wpada radośnie w lekkiej sukience, spocona, przyrumieniona już porządnie słońcem, z jakimiś trawiastymi paprochami we włosach. Pełnia wakacyjnego szczęścia.
- A wiesz, że ja mam na podwórku basen? I będę się dziś kąpać? - pyta, zdejmując z półki jedną z encyklopedii.
- Tylko nie utop Matyldy - wyjmuję jej książkę z rąk, donoszę do stołu i pomagam w jak najwygodniejszym ułożeniu - A skąd masz basen?
- Tata zrobił! On umie wszystko i jest bardzo silny! Potrafi utrzymać na każdej ręce po dwa słonie afrykańskie!
- O, naprawdę?
- Naprawdę!
Mój wyraz twarzy musiał być pozbawiony wystarczająco ognistego zachwytu i chyba sama wyczuła, że się zagalopowała.
- ...ale muszą być młode.

/Alicja

środa, 1 lipca 2015

Z życia księgarza - obrazki słowem malowane

- Dziś jesteś jakoś inaczej.
Upiorne Dziecko. Od dobrego kwadransa siedzi na ławce i macha odnóżami w kolorze kremowej bieli. Ciekawe, czy słońce za oknem ją opali, czy zamieni w popiół?
- Jak inaczej?
- Nie wiem - patrzy na mnie, mruży oczy i wyraźnie usiłuje się skupić - Ale inaczej.
Wzruszam ramionami i wracam do pracy. Upiorne nadal wpatruje się we mnie jak kura w kreskę namalowaną przed dziobem.
- Wiem! - oznajmia nagle z triumfem w głosie - Nie patrzysz ciągle na telefon!
Unoszę brwi. No wow, fundamentalna zmiana.
- Nawet go nie mam, zepsuł się. A nawet gdybym miała, to i tak nikt już do mnie nie napisze.
Patrzy uważnie. Pytanie wisi w powietrzu. A, niech ma.
- Miłość mojego życia mnie rzuciła - mruczę i wracam do katalogu.
Między ciemnymi brwiami pojawia się pionowa zmarszczka.
- Ale tobie nie było dobrze. Ciągle byłaś smutna i płakałaś.
- Może i nie - macham ręką na odczepnego. Chyba jednak nie mam ochoty o tym rozmawiać nawet z sześciolatką, dalej boli.
Chwila ciszy.
- Babcia mówi - drgam nagle - że jak ktoś jest dla ciebie niedobry, to ten ktoś powinien dostać kopa w dupę, bo na nas nie zasłużył. I że musimy mieć kogoś, kto by zasłużył. Teraz już nie będziesz płakać, tylko znajdź dobrze.
- Cóż za głęboka mądrość życiowa - prycham - Twoja babcia zna się na wszystkim?
- Nie wiem - drobne szczęki poruszają się miarowo, mieląc gumę i słowa - Ale chyba tak. Ona ma już czwartego dziadka.

/Alicja