Zamyślona mama i jej nadaktywne dziecko weszły do księgarni. Mama przeglądała książki, a dziecko szczebiocząc, robiło to samo.
- Mamo, mamo, popatrz, tu jest książka o tym, jak rodzice kochają dzieci!
- Ale ja Cię bardzo kocham, nie potrzebuję takiej książki.
- Ale to jest książka dla dzieci, żeby wiedziały, jak je rodzice kochają!
- A to Ty nie wiesz? - głos mamy jednocześnie posmutniał i stał się bardziej zniecierpliwiony. - Odłóż, bo zniszczysz.
/Olga
niedziela, 27 września 2015
Z życia księgarza - obrazki słowem malowane
W księgarni spokój, ogarniam zadania związane ze stroną internetową,
popijając czekoladowy napój sojowy, gdy wchodzi starsza pani, tak na oko
siedemdziesiąt lat, dystyngowana, spokojna. Przegląda półki, wybiera
biografię Matki Teresy i podchodzi do kasy, więc grzecznie przyjmuję
odeń zakup, nabijam, kasuję i jak to w takich okolicznościach zazwyczaj
bywa, nawiązuje się niezobowiązująca rozmowa o niczym. Podaję pani
siatkę z książką i paragonem, kiedy pada pytanie:
- A co pani piła, mleczko?
- Aaa nie, napój czekoladowy, sojowy.
Na hasło "sojowy" zapada cisza. źrenice starszej pani zwężają się jak u polującego kota, wbija we mnie czujne spojrzenie.
- Ale wierzy pani w Boga?!
/Alicja
- A co pani piła, mleczko?
- Aaa nie, napój czekoladowy, sojowy.
Na hasło "sojowy" zapada cisza. źrenice starszej pani zwężają się jak u polującego kota, wbija we mnie czujne spojrzenie.
- Ale wierzy pani w Boga?!
/Alicja
A tak wygląda kanibal - czyli o "Wracam z epoki kamienia" Harrera
W tych blubrach o
książce Wracam z epoki kamienia odmienię
słowo kultura przez
wszystkie przypadki - i to wielokrotnie, ale mam bardzo dobry powód.
Heinricha
Harrera znamy głównie z międzynarodowego bestsellera Siedem lat
w Tybecie. Jest to opis tego
kraju z przełomu lat czterdziestych i pięćdziesiątych, zanim
teren zajęły komunistyczne Chiny i rozpoczęła się degradacja
tamtejszej kultury. W świecie zainteresowanym górami był swoistym
guru. Ten podróżnik, zdobywca przeróżnych szczytów świata, w
roku 1962 na pół roku poleciał do Nowej Gwinei, aby wspiąć się
na Piramidę Carstensza. Ekspedycja była bardzo niebezpieczna, a sam
autor uważa, że była najtrudniejszą podróżą w jego życiu:
Wielokrotnie jakoś uchodziłem z życiem i w końcu
potłuczony, z połamanymi kośćmi opuściłem wyspę. / Pierwszym
etapem mojej drogi do epoki kamienia łupanego była kamienna
pustynia Nowego Jorku - szczyt cywilizacji. Tutaj każdy kamień był
wymierzony i znormalizowany, oprawiony w stal, pokryty chromem,
niklem i brązem; podziurawiony olbrzymimi szklanymi powierzchniami.
Tu zaczynał się czas przyszły, podczas gdy w centralnej części
Nowej Gwinei trwała jeszcze przeszłość.
Kiedy
miał chwilę oddechu, łapał za pióro i pisał dziennik. Harrer
miał okazję poznać papuaskie doliny oraz ich mieszkańców.
Kolejny raz miał to szczęście, aby poznać jakąś kulturę, zanim
ta ulegnie przemianie. A my, dzięki jego zapiskom, razem z nim.
Autor na papuaskie ludy patrzy mocno kolonialistyczne, pokutuje
wartościujące spojrzenie na rozwój cywilizacji. Wielokrotnie jest
zaskoczony tym, że robią coś lepiej od niego (na przykład bez
problemu przechodzą po pniu drzewa, nawet obciążeni bagażem i
boso - a on, Europejczyk w porządnych butach, okrakiem pokonuje
każdy metr jak bezradna dżdżownica!) albo ich narzędzia (ach,
takie prymitywne!) działają, a jego nie. Ze zdumieniem odkrywa, że
Papuasi, chociaż bardzo dumni z otrzymanych stalowych siekier, nie
używają ich do pracy, tylko nadal korzystają z kamiennych (nie
rozumieją, po co mają się spieszyć). Jego poczucie wyższości
wielokrotnie budziło we mnie rozbawienie, ale niektóre fragmenty
dziennika były oburzające - na przykład kiedy rzucił Papuasem w
błoto, gdyż ten go nie słuchał i Harrer stwierdził, że to
jedyny dobry sposób na podporządkowanie sobie tragarza. Trzeba
oddać autorowi, że stara się tak nie myśleć: Oni myślą
o życiu inaczej niż my. Czy to jednak znaczy, że myślą źle?
oraz że im więcej czasu żyje
wraz z nimi, tym więcej dostrzega złożoności w ich życiu.
Nie
można powiedzieć, żeby autor był szczególnie wrażliwym badaczem
innej kultury, co dziwi u człowieka, który tyle czasu spędził
wśród obcych sobie ludzi. Jego książka skupia się raczej na
pokonanych kilometrach i wiążących się z tym trudach (było
ciężko, pijawki, podskórne kleszcze, ropiejące rany, wąskie
wąwozy i szerokie rzeki). Przyznaje, że było mało czasu na
zapisywanie wielu przychodzących do głowy refleksji, tak jak na
delektowanie się pięknymi krajobrazami. W
końcu
trudno się skupić na estetyce przyrody, kiedy kończą się racje
żywności, ryż fermentuje, konserwy zostają rozkradzione, a wokół,
pomimo gęstej dżungli, nie ma nic jadalnego, do tego ma się sto
ran na ciele oraz pękniętą rzepkę - trudno się dziwić, że mało
czasu zostaje na prowadzenie zapisków. Z drugiej
strony dziennik został przedstawiony jako zapis podróży, mającej
na celu nie tylko uzupełnienie białych plam na mapie, ale także
poznania kultury plemiennej; jedna z wojaży (i to okupiona
połamanymi żebrami) ma na celu zbadanie źródła cennych siekier.
Tak, tak! Kamienne siekiery są jak u nas srebro i złoto, z tą
różnicą, że oni za owo narzędzie kupują sobie żony. A środkiem
płatniczym są muszelki kauri, morskich ślimaków, które wyglądają
jak porcelana i, oprócz tego, chronią dzieci przed złymi duchami.
Pomimo
jego stosunku do Papuasów książka jest wartościową pozycją na
półce - jest zapisem wytrwałości w pokonywaniu przeszkód, wielu
ciekawych obserwacji (Harrer dotarł do wspomnianego wyżej
kamieniołomu, w którym Papuasi za pomocą ognia pozyskiwali kamień
na siekiery - nie było to proste chociażby z tego względu, że
rdzenni mieszkańcy starali się nie wskazywać mu drogi do miejsca,
które uważali za największy skarb i starali się zataić źródło).
Pobudza również do rozmyślań nad cywilizacją oraz własnego
podejścia do odmienności kulturowej. Jeszcze jeden aspekt wywołuje
burzę w mózgu - Nowa Gwinea za czasów wyprawy Harrera na najwyższy
wierzchołek Oceanii i Australii była regionem, na którym
dochodziło do starć pomiędzy Indonezją a Holandią, wyspa nadal
była rozdzielona pomiędzy obce kraje, do tego dochodziły walki
plemienne.
Do
dzisiaj część wyspy walczy o wolność, a ich sprawa jest jedną z
najcichszych na świecie.
Jeśli
kogoś ciekawi, kim jest autor przeczytanej książki - tutaj warto
pogłębić swoją wiedzę. Heinrich Harrer nadaje się na bohatera
niejednoznacznej powieści przygodowo-historycznej. Z jednej strony
członek SS, z drugiej - nauczyciel Dalajlamy, obrońca praw
człowieka.
/Olga
sobota, 26 września 2015
Z życia księgarza - obrazki słowem malowane
Nowe Dziecko. Zagląda rzadko - i chwała Bogu, bo jak już zajrzy, to domaga się poświęcania jej całej uwagi i brania aktywnego udziału w monodialogu, który jest jej jedynym sposobem komunikacji ze światem. Niestety, zawsze wtedy mam akurat bardzo pilne rzeczy do zrobienia - dziś to porządkowanie twórczości Agaty Christie. Oczywiście, Nowe Dziecko stoi obok i gada. Wyłączam się po pięciu sekundach i trwam w wyłączeniu, aż orientuję się, że panuje cisza, a Nowe stoi i patrzy na mnie wyczekująco.
- Ym, przepraszam?..
- Co pani układa?
- Kryminały.
- W tych książkach się dużo zabija, prawda?
- Tak, bardzo dużo.
- A czy pani lubi kryminały?
- Tak, bardzo lubię.
- A pani pracuje tylko tu?
- Yyym, tak, a dlaczego?
- A szkoda, bo ja tak sobie myślałam, że pani to by mogła być mordercą albo kimś takim.
Ba dum tss, kurtyna.
/Alicja
poniedziałek, 21 września 2015
"Włączyć żywioł, ogrom, to znaczy zmierzyć się z"… antologią "Morza polskich poetów" opracowanej przez Zbigniewa Jankowskiego.
Moja autorska droga do tej antologii zaczęła się blisko pięćdziesiąt lat temu, za życia jej najstarszych współautorów. Najmłodsi długo jeszcze mieli poczekać na swoje narodziny – tymi słowami rozpoczyna się wstęp Zbigniewa Jankowskiego. Jego wieloletnia praca nad zbiorem wzbudza ogromny podziw, nie tylko z powodu pieczołowitości, ale również z powodu wytrwałego dążenia do celu. Idea – zrodzona z potężnej fascynacji, która stała się siłą napędową dla antologisty – przyświecająca Jankowskiemu, jest wyrazem niezgody na ograniczanie „morskości” tylko do wierszy marynistycznych. Chciał pokazać, że morze może być tematem nie tylko tego typu literatury.
Całość na: stronie Fundacji Kultury Akademickiej.
/Olga
Całość na: stronie Fundacji Kultury Akademickiej.
/Olga
Z życia księgarki - podsłuchane
Siedziałam i pracowałam. Nagle, zza mgły chroniącej moje skupienie, dobiega mnie rozmowa, której członkowie są bardzo zaangażowani w treść i pokrzykują. Niechcący słyszę fragment:
sobota, 12 września 2015
Z życia księgarni
Dzisiaj wyjątkowy dzień, kiedy prawie nikogo nie pcha do księgarni. Nagle ktoś zakłóca mój spokój i pyta:
- Ma pani aceton do zmywania paznokci? A nie, nie, to biblioteka.
/Olga
- Ma pani aceton do zmywania paznokci? A nie, nie, to biblioteka.
/Olga
Subskrybuj:
Posty (Atom)