Nadszedł piękny maj, kwitną kasztany, matury są pisane w pocie czoła, a malutkie dzieci idą do komunii. Z tej ostatniej okazji życie w księgarni zakwita jako te kasztany, objawia się w całej swojej pełni. Albo po prostu życie przenika przez drzwi do miejsca mojej pracy. Jest piękna sobota, przez szyby obserwuję poruszające się liście drzew, w nozdrza wciągam zapach książek i kawy - pięć minut odpoczynku. Patrzę na liście i myślę o syntezie światła, o przepływie światła, o Gimferrerze oraz o Wirpszy. I oto wchodzi do księgarni para. Mili ludzie, uśmiechnięci i serdeczni - wydawałoby się: klienci idealni.
- Ma pani może Trylogię?
- Niestety nie! Tylko Ogniem i mieczem. Ale mogę pokazać!
Idę do półki, mili ludzie za mną. Pokazuję, nie podoba się. Proszą jeszcze o Pana Tadeusza.
- Bo wie pani co, to ma być na komunię... jak zacznie teraz to czytać, to może do liceum skończy, prawda?
Ale poemat Mickiewicza również im się nie podoba.
- Mamy piękne wydanie Lalki - nieśmiało sugeruję wybór arcydzieła ponad innymi.
- A nie, wie pani, to ma być dla chłopca.
I nagle, pomimo ich dobrych chęci dla tego dziecka, robi mi się niezmiernie smutno.
/Olga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz