poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Malina Prześluga, Bajka o starej babci i molu Zbyszku, wyd. Tashka, Warszawa 2014

Już tytuł może wprawić w lekkie osłupienie. Bohaterowie zwierzęcych bajek dla dzieci to zazwyczaj kotki, pieski, misie, lewki czy inne zwierzątka o miękkim futerku, puchate, kochane i przyjazne. Jeśli już zdarzają się owady, to przeważnie rzecz dotyczy motyli, biedronek lub pszczółek, kolorowych, pracowitych, optymistycznych... ale żeby mole? Jakim cudem najwięksi nieprzyjaciele każdej pani domu nagle okazują się materiałem na bohatera bajki? I dlaczego autorka tak ostentacyjnie podkreśla w tytule, że babcia jest stara? Po co opisuje, że musi wyjmować zęby do szklanki i robi dziwne miny? I dlaczego całość nie jest ilustrowana za pomocą sielskich kolorów i bajeczkowej grafiki komputerowej? Coś tu jest nie tak, coś tu jest inaczej...

I owszem, albowiem Bajka o starej babci i molu Zbyszku nie jest jedną z miliona książeczek dla dzieci, których treść zapomina się natychmiast po przeczytaniu. To nietypowa, przepiękna opowieść o przyjaźni dwojga istot, które w pewnym momencie życia zostały zupełnie same i wcale im dobrze z tą samotnością nie było. Prześluga jest autorką ocierającą się o geniusz - z rozmysłem opisuje świat pełen oudsiderów, powrzucanych przez społeczeństwo do odpowiednich szufladek (mól-szkodnik, wulgarna mucha, złośliwa stara kobieta - co ciekawe, okazuje się, że podziały i uprzedzenia istnieją także wśród owadów!) pokazując, jak bardzo krzywdzące są wszelkie schematy i udowadniając, że w każdej istocie drzemią ogromne pokłady uczuć. Kapitalnie wyważone są tu proporcje słodyczy i goryczy - z jednej strony serce się ściska, kiedy czytamy o zagładzie molowej familii (nie wiem, czy to moje osobiste wypaczenie historyczne, ale zagazowanie rodziny mieszkającej w szafie zjeżyło mi włosy na głowie), z drugiej nie możemy się nie śmiać, gdy Zbyszek opowiada, jak upiększa twarze bohaterów popularnej telenoweli, zajmując strategiczne miejsca na ekranie telewizora. Także koniec, choć może odrobinę odrobineczkę przesłodzony, budzi ciepły uśmiech, który jest bardzo potrzebny na finał, szczególnie jeśli wcześniej płakało się rzewnie nad niektórymi stronami, budząc zdumienie klientów. Także strona graficzna jest doskonała - zdjęcia Pawła Bajewa przypomniały mi czasy, kiedy dziecięciem będąc oglądałam dobranocki, wypełnione przygodami animowanych kukiełek ze studiów rodzimych tudzież czechosłowackich... W ogóle po lekturze poczułam się jakaś taka lepsza, czystsza i mniej wredna, zarówno dla ludzi, jak i dla owadów. I tylko życie codzienne mam teraz nieco utrudnione, bo za każdym razem, kiedy któryś z moich kotów radośnie rzuca się z pazurami w kierunku beżowego skrzydlaka, rzucam się za nim z okrzykiem "Draniu, nie rusz Zbyszka!!!"

/Alicja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz