czwartek, 11 czerwca 2015

Z życia księgarki

- Dzień dobry, ma pani książkę Ewy Minge? - niska kobieta spojrzała na mnie czujnie spod rozwianej grzywki.
- Niestety nie - chcę mówić dalej, ale przerywa:
- No myślałam, że będziecie jej mieć stosy! Jak to możliwe? Taki sklep* i nie ma? To co, Wy książek nie zamawiacie czy co? - oburzyła się.
- Niestety się skończyła, jutro będzie dostawa - kończę. - Odłożyć dla Pani?
- Tak, ale to skandal, że Wam się skończyła.
- Niestety tak się stało, ale jutro już będzie.
- Bo wie pani, ten mąż Minge to skurczybyk jakich mało. Ona musiała go bardzo kochać, że tak mu się dawała. I dwóch synów ma, najmłodszy miał cztery lata. I on ich zostawił. No z kimś takim się ożenić i zostawić! Jaki ona musi mieć umysł, że jest wszędzie znana, u nas, za granicą! - opowiada o ich życiu mniej więcej dziesięć minut i podsumowuje - Niesamowite, prawda? I ten jej mąż to skurczybyk, prawda?
- Nie wiem, nie znam ich - mówię coraz bardziej przerażona popędliwą ekspresyjnością fanki.
- No ale o nich wszędzie piszą! On jej wiele złego zrobił. Skurczybyk z niego, nie? - wyraźnie oczekuje potwierdzenia swoich słów. Niestety trafia na mój opór. Naprawdę postanawiam jej nie udzielać odpowiedzi ani nie przyznawać jej racji, w końcu rolą księgarki nie jest ocenianie czyjegoś życia.
- Naprawdę nie chcę się wypowiadać na ten temat...
- Eee, pani jest młoda, pani nie zna życia.

/Olga


* Chyba nie ma nic bardziej irytującego niż nazwanie księgarni sklepem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz