wtorek, 21 lipca 2015

Olga Gromyko,Szczurynki, Papierowy Księżyc

Nigdy nie zaliczałam się do fanek fantastyki. Byłyśmy sobie bardziej obce niż bohaterowie harlequinów na początku znajomości, a iskrzenie i przyciąganie między nami przypominało swoją intensywnością grę aktorską w polskich komediach romantycznych. Niemniej książkę "Rok szczura" białoruskiej pisarki Olgi Gromyko kocham, czczę tudzież ogniście uwielbiam ponad wszystko – i zupełnie nie przeszkadza mi fakt, że nigdy jej nie przeczytałam. Dlaczego? Dlatego, że "czasami pisarze muszą robić dziwne rzeczy. Na przykład (...) hodować szczura, żeby jak najbardziej prawdopodobnie opisać jego zwyczaje”, skoro więc pisze się o szczurze, to koniecznie trzeba sobie sprawić jednego. Właściwie dwa, bo szczur to zwierzę socjalne i źle mu samemu. Ewentualnie trzy, bo przecież zwierzątka to małe i niekłopotliwe. A potem wszystko idzie już z górki...

Na pozór "Szczurynki" to nic specjalnego – ot, zbiór opowiadań ze szczurami w rolach głównych. Na stu kilkudziesięciu stronach Gromyko opisuje swoją ewolucję – od szczurofobii, wywołanej traumatycznymi przeżyciami z wiejskimi mordercami królicząt, spotkanymi w dzieciństwie podczas wakacji na wsi, po harmonijne (choć nie pozbawione wstrząsów) życie oswojonej gromadki w mieszkaniu autorki. Znajdziemy tu też malowniczą galerię postaci związanych ze środowiskiem szczuroznawców - przedsiębiorczych sprzedawców, upychających szczury do kartoników na targowiskach (Sprzedać samca husky jako białą samiczkę? No problem!), Srogie Mińskie Hodowczynie (Wydębić od nich upatrzone zwierzątko? Chyba adopcja dziecka przebiegłaby prościej!), weterynarza, czule zwanego doktorem Szczulittle, a nawet przedstawicieli showbiznesu... Ale najważniejsze są tu same szczury, które po raz kolejny dają dowód niesamowitej inteligencji, pomysłowości i uroku osobistego. Od Ryski do Lerki, od Fudżi do Vesty, od Paśki do Wiewiórki, im dalej, tym lepiej poznajemy ich zwyczaje, charaktery i upodobania. Czytając o ich kolejnych perypetiach nie sposób zachować powagi – język Gromyko jest kapitalny, barwny, żywy, zabawny, skrzący się humorem, obojętnie, czy autorka opisuje zbrodnicze podstanikowe działania szczura podczas prowadzenia przez nią rozmowy telefonicznej z teściową, czy maluje horror poszukiwania w kolejnych aptekach lekarstwa przeciw krwotokowi dla jednej ze swych podopiecznych. Całość jest znakomicie zbilansowana, niczym najlepsza karma, przepełniona miłością i zaangażowaniem, które natychmiast rozpozna każdy, kto kiedykolwiek miał przyjemność zawrzeć dłuższą znajomość z przedstawicielami ogoniastych. Poza potężną porcją śmiechu autorka przy okazji przemyca też garść całkiem sensownych porad dla początkujących właścicieli gryzoni, robi to jednak lekko i przyjemnie, bez smrodku dydaktycznego. Wszystko to sprawia, że "Szczurynki" to zdecydowanie pozycja obowiązkowa dla każdego - tych, którzy szczury hodowali lub hodują, ale także dla tych, którzy przedstawicieli gatunku rattus norvegicus uważają za wszelką zarazę i zło najgorsze. Pierwsi znajdą tu odbicie swoich codziennych trosk i radości, drudzy przekonają się, że nie wszystko zło, co zębami chrobocze, a szczurzy ogon nie jest niczym obrzydliwym. Gdyby tylko całość tak szybko się nie kończyła, echsz...

PS. Uwaga rodzice – nie dajcie się zwieść ślicznie kreskówkowym ilustracjom. Książka ta zdecydowanie nie jest przeznaczona dla dzieci w wieku lat 6-8, jak usiłują sugerować niektóre sklepy internetowe, szaleje w niej bowiem dżender, rozpusta i inne zgrozy. Jeśli nie wierzycie, to zerknijcie proszę na stronę 157, żeby nie było, że nie uprzedzałam.

/Alicja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz