środa, 25 lutego 2015

Zygmunt Miłoszewski, Gniew, wyd. WAB

Omne trinum perfectum. Stało się - w perfekcyjnej trójce Zygmunt Miłoszewski zamknął serię przygód prokuratora Teodora Szackiego. Nie tylko ze względu na grande finale książka była niecierpliwie oczekiwana przez fanów – od czasu błyskotliwego debiutu (Domofon, 2005 r.) Miłoszewski uznawany jest za jeden z najjaśniejszych punktów w gwiazdozbiorze polskiej powieści kryminalnej. Z tym większym napięciem odliczano dni do premiery – w międzyczasie książka uzyskała ostateczny tytuł (wcześniej funkcjonowała jako Na czerwonej ziemi) i jako Gniew zjawiła się wreszcie na księgarnianych półkach.

"Nie pytaj, kto zabił, pytaj, kto zostanie zabity" – zgodnie z tekstem na okładce Miłoszewski rozpoczyna od mocnego uderzenia i sceny morderstwa, ukrywając wprawdzie osobę ofiary, ale nie kryjąc się z tym, że popełnia je główny bohater... po czym przewrotnie cofa się w czasie i pozwala czytelnikowi śledzić, jak do tego wydarzenia doszło. Mamy więc przełom listopada i grudnia, rok 2013. Prokurator Szacki, po przejściach w Warszawie i Sandomierzu, pojawia się w Olsztynie. Znalazł tu względną stabilizację – pracuje, związał się z Żenią, pojawiają się nawet rozmowy na temat ślubu, chociaż sytuacja w domu jest nieco napięta, bo dorastająca córka, mieszkająca z nimi chwilowo Helena, bezkompromisowo walczy o uwagę ojca. Uwielbiana przez lokalnych patriotów Warmia budzi w Szackim uczucia nieco ambiwalentne, Olsztyn czasem doprowadza go do rozpaczy zarówno architekturą, jak i organizacją ruchu drogowego, rozkazy przełożonych wywołują mdłości, poza tym nie wszyscy współpracownicy należą do grona ludzi, których kocha i uwielbia, ale wszystko jakoś funkcjonuje, do momentu, kiedy Szacki dostaje wezwanie do zdawałoby się rutynowej sprawy – znaleziono szkielet, najprawdopodobniej z czasów poniemieckich, bo na to wskazuje wygląd kości. Dość szybko okazuje się jednak, że kości są jak najbardziej współczesne, a sprawa złożona dużo bardziej, niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać...

Pierwsze, co rzuca się w oczy, to fakt, iż Miłoszewski to naprawdę znakomity obserwator i socjolog, doskonale zorientowany w bolączkach i fobiach polskiego społeczeństwa. O ile w Uwikłanie wpleciony był temat polityki i odwiecznego (nie)rozliczenia z komunizmem, a Ziarno prawdy przywoływało kwestię antagonizmów narodowo-religijnych (czyli mówiąc dobitniej, polskiego antysemityzmu), Gniew porusza kwestie społeczno-moralne, a konkretnie świętą pozycję mężczyzny jako głowy rodziny. Nie znajdziemy tu jednak moralizatorskich czy melodramatycznych nut, typowych dla podobnych książek o tej tematyce (nie na próżno w końcu główny bohater to mężczyzna z krwi i kości, podkreślający swoją męskość piciem znienawidzonej czarnej kawy, bez mleka i syropów smakowych). Opisywane przez Miłoszewskiego przykłady małych domowych piekieł prezentowane są chłodno i rzeczowo, przy czym ta bezosobowość paradoksalnie tylko potęguje moc ich oddziaływania. Ponadto przyjemnie obserwuje się rozwój Miłoszewskiego-pejzażysty: opisy Olsztyna i okolic, poza tym, że zaskakująco trafne, są idealnie wkomponowane w tekst i pomagają w stworzeniu specyficznego klimatu bez nużenia czytelnika. Te pejzaże zaludnione są całą gamą postaci o nazwiskach może nieco zbyt przerysowanych, ale charakterach jak najbardziej z życia wziętych, wielowarstwowych, złożonych. Sam Szacki też nie jest postacią, z którą łatwo i przyjemnie się identyfikuje. Poza szerokim wachlarzem zalet (charyzmatyczny, inteligentny, błyskotliwy, nienagannie ubrany) posiada także całkiem sporo wad, skutecznie brukających jego lśniącą zbroję i podczas lektury niejeden raz można złapać się na tym, że jego zachowanie czy podejście zwyczajnie budzi u czytelnika irytację. Nie zmienia to oczywiście faktu, że grono zasmuconych jego odejściem fanów będzie bardziej niż liczne, chociaż zakończenie jest na tyle niejednoznaczne (i trochę rozczarowujące, zupełnie jakby Miłoszewski, mimo deklaracji o ostatecznym rozstaniu z Szackim, zostawił sobie nie tyle uchyloną furtkę, co szeroko otwartą bramę pod ewentualny powrót stalowowłosego szeryfa), że nadzieja zapewne w nich nie zgaśnie.

Koniec końców - czy Gniew jest wart polecenia? Zdecydowanie tak. To porządny kawał kryminału, bardzo zaangażowanego, lecz dalekiego od fanatyzmu, pokazujący nasz kraj i społeczeństwo takimi, jakie są, bez przerysowań w którąkolwiek stronę. Nieważne, czy jest się zagorzałym fanem i znawcą poprzednich przygód Szackiego, czy dopiero rozpoczyna się przygodę z nim – nawet abstrahując od ochów i achów na temat pana prokuratora, nietrudno jest znaleźć tu coś dla siebie. I jeśli lubi się książki, których lektura zmienia życie, to zaręczam, że jeden aspekt życia Gniew zmienia z pewnością – nigdy już sięganie po kreta do rur nie będzie takie samo.

/Alicja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz