czwartek, 12 marca 2015

Z życia księgarza - obrazki słowem malowane

Porządki, moja ulubiona część dnia. Jakby mi mało było rozrywek, tonę w stosach literatury niekoniecznie ambitnej, układając ją według wszelkich możliwych słusznych wzorców. Niestety, literatura niewdzięczną bywa nader i kiedy najmniej się tego spodziewam, na ciemieniu z hukiem ląduje mi potężne tomiszcze, zawierające jedno z wstrząsających dzieł Philippy Gregory (dzięki Bogu, w miękkiej oprawie). Z lekka ogłuszona cofam się, w ostatniej chwili powstrzymując wyrywającą mi się spomiędzy warg bardzo złożoną kombinację słów, absolutnie nie nadających się do publikacji.
I chwała niebiosom, ponieważ kiedy odwracam się, aby podnieść Philippę z podłogi, zauważam stojącego w drzwiach chłopczyka, na oko jakieś sześć-siedem lat. Młodzieniec spogląda na mnie, wzdycha i z ogromnym rozżaleniem oznajmia:
- A już myślałem, że powie pani coś ciekawego...

/Alicja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz