poniedziałek, 23 marca 2015

Z życia księgarza - obrazki słowem malowane

- Hej, co taka zdziwiona jesteś? - wesoło przepycha przez próg wózek z książkami.
- No bo dzisiaj? Dostawa dziś? Ledwo poniedziałkową kawę dopiłam! Jeszcze śpię – w tym czasie próbuję otworzyć szerzej oczy, żeby móc się podpisać, ale w głowie jestem protestującym tłumem i niosę transparenty „Więcej kofeiny”, „Kofeina dożylnie dla mas!”, „Kawa w łóżku, z książką i ciasteczkiem – dla każdego!”. - No cóż... trudno, przeżyję! Jak tam książka?
- A jeszcze nie otworzyłem. Niełatwy dzień zacząłem i wiesz, jak to jest, zaczytałem się w tej. Ale jak będziesz chciała, to Ci pożyczę, kiedy przeczytam.
- Bardziej byłam ciekawa, co sądzisz.
- OK, to Ci powiem. Ale nie mam teraz czasu, ciągle jeżdżę – krzywi się nasz dostawca.
- A audiobooki?
- Nieeee, to znaczy na trasie może być, ale jak tak co chwilę później wyskakuję z samochodu, to się nie da. Po kilka zdań tylko, a to bez sensu. Poza tym muszę mieć papier! Papier to jest to! Nie znoszę czytać z ekranów – zapala się coraz bardziej. - Mój kolega kiedyś utopił w wannie Diunę. Kojarzysz to? Świetna jest. Wiesz, jak się czytało taką wilgotną? Jakby się było bogaczem! Każdemu, kto czyta tę książkę, polecam utopienie jej najpierw! Przecież tam woda jak złoto, a ty masz dostęp do tego skarbu! Człowiek sobie nawet nie zdaje sprawy z tego, jak ma dobrze. A wtedy to czujesz. Zdecydowanie - papier rządzi. Czułem się taki bogaty, tak bardzo bogaty!

Także: jeśli będziecie czytać Diunę - utopcie ją! Z książkami należy jeść, spać, kąpać się z nimi. Kiedyś, wieki temu, usłyszałam wypowiedź bibliotekarza, że najlepsze książki to te zniszczone. Że uwielbia na nie patrzeć, bo to oznaczało czytelnika zaangażowanego w lekturę, którego nie sposób było wyciągnąć z fikcyjnej rzeczywistości.

/Olga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz